Karpiarze jako pierwsi zauważyli zalety tego wskaźnika, który szczególnie przydatny jest jak przynętę trzeba wywieźć daleko. Właśnie swinger zapewnia dobre naprężenie linki, a prądy wodne nie podciągają go – oczywiście kiedy odpowiednio ustawimy obciążenie. Z pewnością na wielu forach karpiowych znajdziecie dokładne opisy wspaniałych modeli jak choćby FOX, ja jednak zbyt mało wędkuję w ten sposób by inwestować w drogi sprzęt dlatego moje doświadczenie opisuje na podstawie najtańszego dostępnego na rynku swingera „no name”.
Już drugi sezon używam tego typu wskaźników na zaporówce i jestem z nich bardzo zadowolony. Oczywiście sam swinger to za mało ale w połączeniu z elektronicznym sygnalizatorem okazuje się niezastąpiony, zwłaszcza w nocy. Z racji tego, że na gruntowe łowienie wybieram się na kilkudniowe zasiadki ale tylko kilka razy w roku to nie chciałem wydawać na ten gadżet zbyt wiele kasy. Kupiłem więc na Allegro najtańszy zestaw dwóch sygnalizatorów Sportfish i dwóch świecących swingerów. Przy wyborze samego sygnalizatora trzeba zwrócić uwagę czy ma wyjście na swinger i radzę również sprawdzić czy posiada pamięć brania – bardzo przydatna funkcja. Moim zdaniem im ta jest dłuższa tym lepiej – oczywiście bez przesady ale te kilkanaście sekund to minimum. Mój towarzysz wypraw kiedy zobaczył jak fajnie to działa przerobił swoje sygnalizatory tak by mógł podłączyć swingery, które również zakupił. Niestety jego sygnalizator nie ma pamięci brania i jak jest ciemno, kiedy nie patrzy na wędki po delikatnym braniu nie bardzo wie na którym to kiju. Tego problemu nie ma przy wskaźnikach z pamięcią brania. Dioda świeci na tyle długo, że można nie tylko bez problemu zaobserwować co się dzieje ale również daje wystarczająco światła by, nawet w najciemniejszą noc, dojść do wędki bez używania dodatkowej latarki.
Moje swingery to takie na sztywnym ramieniu i z przesuwnym obciążeniem. Jak do tej pory obciążenie te było ustawione na minimum i to z początku wydawało mi się za ciężko. Jednak po zeszłorocznej wyprawie kiedy to złowiłem mnóstwo leszczyków po kilkanaście cm zmieniłem zdanie – ryby jak biorą to im ten ciężar nie przeszkadza, a jak ktoś chce łowić delikatnie to radzę mu zmienić zestaw na spławik lub drgającą szczytówkę. W tym roku, kiedy to wraz ze mną na ryby wybrał się mój syn miałem okazję przekonać się jak fajną sprawą są swingery w porównaniu np. z pingpongiem. Ja na swoich kijach je miałem, a syn tradycyjnie z podwieszanym pingpongiem. Mi ani wiatr, ani prądy wody nie podciągały swingerów, a synowi sygnalizator co chwilę komunikował branie. Nawet myślałem, że może coś nie tak z jego żyłą ale kiedy zamieniliśmy się wędkami jego problem nie minął a u mnie był spokój. W końcu doczepiłem mu do pingponga 5 gram ale to nie wystarczyło, dopiero kiedy dociążyłem go 20 gramami ołowiu napierająca woda nie unosiła styropianowej bańki w górę. Niestety nie działało to na wiatr bo kiedy ten mocno zawiał znów były fałszywe brania. Tego problemu nie miałem na swingerze ze sztywnym ramieniem.
Sprawdziłem ile waży ramię swingera i wyszło, że około 21 gram przy ustawieniu na najniższy ciężar, i 66 kiedy obciążenie ma być maksymalne. Niestety nie ma siłomierza ale domowym sposobem przy pomocy wagi sprawdziłem jak jakiej siły musi użyć ryba by dźwignąć swinger. Wyszło mi, że początkowo jest to kilka-kilkanaście gram (8-14) potem coraz więcej, aż do 40 gram kiedy swinger był na samej górze. Porównałem to z podwieszonym pingpongiem dociążonym 21 g ciężarem i wyszło mi, że tu ryba musi zdecydowanie bardziej się przyłożyć bo początkowo było to od 14 do 20 gram, a potem ciężar tylko rósł i po podciągnięciu go do samego blanku waga wskazywała 50-60 g. Prób przeprowadziłem sporo ale i tak są one obarczone sporym błędem. Pewne wnioski można jednak wysnuć – moim zdaniem sztywne ramie swingera przejmuje część obciążenia i w porównaniu z tak samo obciążonym pingpongiem te siły nie muszą być aż tak duże by go podciągnąć.
Jedyną wadą moich swingerów jest to, że nie bardzo nadają się do zwykłych podpórek bo po zacięciu często z impetem uderzają o nią i już raz pękł mi plastik w którym umieszczona była dioda, również znajomemu na ostatniej wyprawie także pękła kolorowa bańka przy gwincie – na szczęście te swingery co mamy były wykonane z plastiku, który bez problemu można skleić klejem typu kropelka. Można do podpórki przymocować kawałek gąbki by ta amortyzowała uderzenie. Na szczęście na razie we dwóch mieliśmy po jednym pęknięciu na około 200 zacinanych brań więc statystycznie nie jest źle. Idealnym rozwiązaniem byłby stojak na wędki, gdzie swinger mógłby swobodnie opadać nie uderzając o nic.
W sieci pojawiają się informacje, że to tylko na noc albo jak mocno wieje, a inaczej to lepsze są delikatniejsze np. pingpongi – osobiście nie zauważyłem różnicy. Głównym celem moich gruntowych wypraw są duże leszcze i karpie, a te nie mają najmniejszych problemów z tym obciążeniem. Zazwyczaj jednak aby wyeliminować brania małych leszczy używam sporych haków 1 lub 2, a i tak bywa, że melduje się na min 30-centymetrowa żyletka. Kiedy całkowicie nie mam brań zmieniam na jednej wędce hak na mniejszy nawet i 8. Wtedy często biorą średnie płocie i małe leszcze, które często podciągają swinger z większym impetem niż ich starsze rodzeństwo. Nie zauważyłem by im ciężar swingera przeszkadzał. Oczywiście trzeba nauczyć się czytać brania bo są one sygnalizowane nieco inaczej jak w przypadku pingponga. Wystarczy, że leszcz podciągnie swinger o kilka cm do gór, a potem zacznie on opadać również bardzo delikatnie – to jest wystarczający sygnał do zacięcia, rzadkością nie jest mocne branie i uderzenie wskaźnika o kij. Dla mnie łowienie ze swingerami to sprawdzona i skuteczna metoda, a po kilkudniowym nęceniu zawsze przychodzi moment, że można złowić sporo naprawdę ładnych leszczy. Co innego karpie te z gruntu zazwyczaj biorą mocno zwłaszcza kiedy łowię na kulkę, a wtedy mam wrażenie, że uderzenie singera o blank złamało go.
Wszystkim, którzy jeszcze do tej pory nie używali tego rodzaju wskaźnika polecam zakup singera wraz z elektornicznym wskaźnikiem brań – koniecznie z pamięcią brania.
super artykuł….nie ma sie co zabijac za drogimi nowosciami..w końcu to ma być relax…