Jakiś czas temu mój znajomy na wspólnej pstrągowej wyprawie co chwilę miał branie, a sprawcą jego sukcesów miała być właśnie ta gumowa imitacja robaka. Sam nie wiem co ma imitować ten kawałek gumki ani to ochotka, ani mała dżdżownica. Przypomina po trochę i jedno i drugi ale z pewnością nie jest żadnym z nich – mały cienki kawałek gumy. A jak używać tego do łowienia.
Sklepy są pełne imitacji różnych robaków na dodatek pachnących i wyglądających jak naturalne. Zawsze zastanawiałem się kto i do czego ich używa, przecież łowiąc na spławik lepiej chyba założyć prawdziwego robaka niż tego sztucznego. Owszem bywają dni, że ryby biorą bardzo dobrze i dłużej trwa zmiana wyssanego robaka niż złowienie samej ryby, zwłaszcza na zawodach spławikowych kiedy łowi się ukleje – ale na zawodach nie wolno używać sztucznych przynęt. Przy rekreacyjnym łowieniu nie widzę powodu by zamiast naturalnej przynęty używać tej sztucznej. Być może przydają się one łowiąc w zimie spod lodu – tego nie wiem ten rodzaj łowienia jest mi bardzo obcy. Nie do spławika, to może do spinningu, przecież ryby takie jak np. pstrągi uwielbiają robaki różnej maści, w końcu łowienie na muchę opiera się na imitacjach robaków – ale jak tym robakiem spinningować.
Uwielbiam oglądać filmiki z za oceanu z przynętami typu soft bait worms, ci amerykanie to łebscy ludzie nie dość, że mają robaka na każdą wodę i rybę to jeszcze wszystko by jak najlepiej go zaprezentować od dedykowanych haczyków do obciążeń. W naszych sklepach z miesiąca na miesiąc sytuacja się poprawia, być może w tych stołecznych można kupić już wszystko ale na prowincji ciągle jeszcze wybór jest kiepski, a kupowanie w internecie kilku haczyków i przynęt nie jest zbyt opłacalne bo koszty przesyłki często przewyższają wartość samego zamówienia. No i ja, przed zakupem czegoś nowego, lubię to dotknąć. Na szczęście sam nie musiałem wymyślać jak na tego robaczka łowić bo mój znajomy – Marcin, u którego podpatrzyłem tą przynętę stosował metodę drop shot i dzięki niej i przynęcie złowił pięknego pstrąga (zdjęcie tytułowe), co ciekawe i kilka lipieni. Miał też mnóstwo niwykorzystanych brań. Ja tego samego dnia złowiłem raptem kilka krótkich pstrągów.
Postanowiłem, że i ja przy okazji kolejnego wypadu zaopatrzę się w te przynęty i spróbuję tej metody. Łowić miałem na odcinku górskim, gdzie występuje pstrąg i lipień. Mój drop shot to haczyk streamerowy, a jakieś kilkanaście cm niżej zaciśnięta śrucina ważąca około 1 g. Uwaga na niektórych wodach ten sposób łowienia może być zakazany.
Kiedy dotarłem na wodę już po kilku rzutach złowiłem pierwszą rybę był to niestety lipień, który w tym czasie był w okresie ochronnym. Nie lubię łowić ryb które mają okres ochronny, po to jest on ustanowiony by ryby mogły odpocząć i przygotować się do tarła, wytrzeć się i wrócić do formy po nim. Zmieniłem więc miejsce ale znów na haku zameldował się lipień. Po tym drugim postanowiłem zmienić przynętę na woblera i do robaczka wróciłem dopiero na kolejnej miejscówce ale i tu zamiast pstrągów łowiłem lipienie. Znów zmiana miejsca i kolejna próba złowienia celu wyprawy czyli pstrąga. Na kolejnej miejscówce miałem kilka brań przypuszczam, że pstrągów bo w końcu z tego samego miejsca złowiłem i kropka.
Choć spinninguję od wielu lat to nigdy, do tej pory, nie miałem przyłowu w postaci lipienia. Owszem słyszałem o łowieniu tych pięknych ryb na malutkie obrotówki ale osobiście nigdy wcześniej nie złowiłem lipienia na spinning. A tylko raz widziałem jak ktoś inny spinningując złapał kardynała. Do tej pory wybierając się na lipienie zabierałem muchówkę, a teraz pewnie się to zmieni bo to raczej nie przypadek by na dwóch oddalonych od siebie wyjazdach, w różnych miejscach łowić te ryby, a przecież i pstrągi nie gardziły sztucznym robaczkiem. Ten robak przypomniał mi pewną sytuację kiedy miałem 12 lat. Rodzice wysłali mnie na obóz żeglarski, a że ten była nad wodą więc od ojca wziąłem wędkę z włókna szklanego z nowoczesnym kołowrotkiem delfin. Ze sobą zabrałem dwie piękne obrotówki, kilka haczyków i jeden spławik. Niestety obrotówki szybko urwałem, a spławik mi się złamał. Zauważyłem wtedy, że u bosmana była stara czerwona cuma, poprosiłem by odciął mi ten rozpleciony, zniszczony odcinek. Z tego kawałka sznura wyciągałem pojedyncze sploty grubości około milimetra i długie na około 10 cm, to wiązałem do żyłki powyżej haczyka, a po namoczeniu było to na tyle ciężkie by można było zarzucić tą przynętę na kilkanaście metrów. To wystarczyło by skusić ładne garbusy, których łowiłem wtedy więcej niż wcześniej na sklepowe obrotówki. Ten czerwony mały robaczek przypomniał mi te cumowe łowienie i już nie mogę doczekać się jak zabiorę robaczki na okonie.
Przynęta sprzedawana jest pod nazwą sztuczna ochotka, a na opakowaniu zamieszczony jest napis cyrylicą: МОТЫЛЬ. Opakowanie zawiera 5 szt. mierzących po około 5 cm robaczków i kosztuje 5 zł. Myślę, że warto zaopatrzyć się w tą gumową imitację ochotki i próbować na nią łowić, ja z pewnością tak zrobię