Parafrazując powiedzenie o babie i diable mogę śmiało napisać, że gdzie Classic 5 nie może tam poślij czwórkę.
Wiele lat omijałem ten model i choć zawsze miałem przynajmniej jedna sztukę w swoim pudełku, to niezbyt często używałem czwórek. Najczęściej łowiłem na nie, kiedy inne przynęty zawiodły. No i co tu się dziwić, że model wydał mi się mało skuteczna, skoro to nie była wina woblerów, a raczej niechęć ryb do żerowania.
Już opisując Classica 5 wspomniałem, że wybieram prawie wyłącznie modele pływające (łatwiej uwolnić z ewentualnego zaczepu) i tak też jest w przypadku tego modelu. Waży on 1,5 g więc połowę tego co model 5-cio centymetrowy. I ta jego lekkość objawia się również w pracy. We wpisie o piątce pisałem, że pracuje ona bardzo delikatnie, a tu czwórka jest o centymetr krótsza i właściwie jej praca jest o te 20% delikatniejsza. Przynajmniej takie wrażenie odnosi się kiedy zaczyna się łowienie na ten model. Z czasem można dojść do wniosku, że ta praca nie jest taka delikatna, a na pewno wystarczająca by skusić ładnego pstrąga lub klenia. Mały lekki, delikatny – jednak nie to jest największą zaletą tego modelu, a jest nią to, że płytko chodzi. Według tabeli na stronie producenta powinien dać się sprowadzić na głębokość około 0,5 m. Może w pewnych sytuacja ta głębokość będzie osiągalna ale w miejscach gdzie łowię chodzi zdecydowanie płycej i to właśnie dlatego sięgnąłem po ten model.
Ostatnimi laty było bardzo sucho, co nie bez znaczenia jest dla poziomu naszych rzek. Wszyscy pewnie jeszcze pamiętają nie tak dawne rekordy na Wiśle, a i mniejsze rzeki nie pozostawały w tyle, w tym i mój ulubiony San. Zazwyczaj, początkiem sezonu, poziom wody na tej rzece jest wysoki, a np. tego roku (2004) już w lutym był dość niski. Niska woda to mniejszy uciąg, a to z kolei sprzyja rozwojowi roślinności i właśnie te zielone paskudy łapały moje ulubione pięciocentymetrowe classici. Tam gdzie poprzednimi laty mogłem łowić na przynęty głębiej chodzące, które od czasu do czasu orały dno, to teraz się nie da bo to dno zalegają zielone dywany. Nie było innego wyjścia musiałem zmienić przynętę na taką co płycej chodzi – wybór był oczywisty.
Classick 4 to wobler, który lata nie bliżej niż jego większy brat, mimo że waży połowę tego co piątka. Pracuje nieco delikatniej ale wyraźnie czuć go na wędce – nawet podczas powolnego ściągania na spokojnej wodzie, czy podczas łowienia w stójce kiedy nurt jest nieco szybszy. Classic 4 to typowo rzeczny wobler, można oczywiście łowić nim w zbiornikach ale jakoś nie widzę takiej potrzeby. Choć kilka lat temu pływając łódką po Solinie zauważyłem przy brzegu stado sporych kleni – były na bardzo płytkiej wodzie. Próbowałem skusić je na okoniową gumka ale ta grzęzła w mule i w sumie bardziej je płoszyła. Założyłem classica 4, który dość ładnie wabił klenie. Kilkakrotnie odprowadzały i trącały przynętę ale brać nie chciały, za którymś z kolei rzutem w końcu jeden z kleni zaatakował woblera – niestety był to jeden z mniejszych. Reszta ryb się spłoszyła, a ja wróciłem do łowienia szczupaków ale już na całkiem inne przynęty. Classic 4 nie jest stworzony do łowienia w zbiornikach, a przynajmniej nie w tych gdzie ja miałem okazję wędkować. Za to nie wyobrażam sobie wyjazdu na rzeczne spinningowanie bez tej przynęty. Na mniejszych rzekach, zwłaszcza w miejscach z płytkimi przelewami, gdzie za takim nie ma ogromnej dziury wobler ten sprawdza się znakomicie. Nie straszny mu szybki nurt – nawet w bystrej wodzie pracuje prosto i równo, jeszcze nie trafiłem na egzemplarz, który robił bączki lub wyskakiwał z wody. Raz ustawiony nigdy się nie przestawił. Nigdy też nie wypadł mi z tego woblera ster. Nie pamiętam bym kiedykolwiek stracił czwórkę na podwodnym zaczepie – owszem na drzewie, które rosło po drugiej stronie brzegu zdarzało się. Hyy – wręcz cudowna przynęta można pomyśleć ale tak nie jest – po prostu ten wobler pracuje bardzo płytko i omija wszelkie przeszkody górą. Jego ster nie zaczepia się o podwodne przeszkody, jak nie ma zaczepu to i nie przestawia się. Ta jego niechęć do zaczepów wynika też z taktyki jaką stosuję nad wodą. Napisałem na samym początku: gdzie piątka nie może tam poślę czwórkę i to właśnie cała tajemnica „bezawaryjności” tego modelu. Jeżeli classic 5 zaczepia mi o dno, lub grzęźnie w roślinności ale widzę, że być może da się tam przeprowadzić czwórkę, to właśnie ją zakładam. Jeżeli w danym miejscu urwę już piątkę to raczej i mniejszego tam nie posyłam. Ostatnimi czasy zaczyna się to zmieniać i często ten krótszy brat jako pierwszy zawisa na agrafce.
Już pisałem, że moją ulubioną rzeką jest San. Mam też sporo znajomych, z którymi wymieniamy się doświadczeniami z tej rzeki. Jeden z nich od jakiegoś czasu łowi zdecydowanie lepiej, a przynajmniej tak się chwali – choć nie mam powodu by mu nie ufać. Ile razy go nie zapytałem na co tak świetnie ci brało, to słyszałem odpowiedź – na wszystko. Jesteśmy tego sam dnia na rybach ja w dole rzeki, on kilka kilometrów wyżej i jemu biorą, a mi nie. Następnego wyjazdu, zamieniamy się miejscówkami i znów on chwali się, że złowił kilkanaście pstrągów, w tym 3 koło 40 cm, a ja zaledwie kilka. Ponownie zapytany na co łowił, odpowiada – na wszystko. Co jest grane, że jemu biorą tak dobrze, a mi – no powiedzmy nie najgorzej ale zdecydowanie słabiej niż jemu. Pewnego dnia spotkaliśmy się nad wodą i miałem okazję zobaczyć jego pudełka z przynętami. I już wiedziałem, co u niego oznacza wszystko. Miał on bowiem prawie same classici 4, a te wszystkie to różne kolory tego modelu. Po rozmowie okazało się, że na ten model łowi od wielu lat, a wybiera zazwyczaj miejsca z płytszą wodą. Ma tam sporo maluchów po kilkanaście centymetrów, a czasem trafiają mu się i większa. No to już znam tajemnicę jego sukcesu – pomyślałem, i następnym razem również cały dzień poświęciłem classicowi 4 i płytkim miejscom, a po sukcesach, z każdym wyjazdem, zajmowały one coraz więcej miejsca w moim pudełku.
Mała przynęta dużo małych ryb – i tak i nie. Jeżeli wybieram się na klenie to faktycznie czwórka przyciąga sporo maluszków, a na większej rzece pływa zdecydowanie za płytko by dotrzeć do tych większych ryb, które wybierają jednak nieco głębszą wodę – poza wyjątkami kiedy właśnie tak chcę łowić. Bywają sytuację, że owszem te małe biorą często ale od czasu do czasu trafi się na takiego malucha ładne klenisko lub jaź. Jedynie co do okoni to nie zauważyłem by reagowały na ten model, być może za słabo pracują dla tych wodnych wilków. Inaczej sytuacja wygląda na małych górskich rzekach, gdzie często łowi się na wodzie po kostki, a miejsce, gdzie woda sięga do kolan to już ładny dołek, w którym często czai się jakaś ładna ryba. W takich sytuacjach ten maluszek okazuje się niezastąpiony. Zakładając classica 4 zdani jesteśmy więc na częstsze brania przedszkolaków ale mamy szansę na coś większego, a zakładając coś głębiej chodzącego z pewnością za chwilę go urwiemy. Inaczej ma się sprawa przy łowieniu pstrągów, przecież te piękne ryby, małe i duże, często zajadają się muszkami wielkości kilku milimetrów – kiedy tak się dzieje na spinning i woblera raczej nic nie da się skusić. Jednak kiedy muszki nie siadają na wodzie to pstrąg nie jest wybredny i z chęcią zakąsi cokolwiek pod warunkiem, że przepłynie mu nad głową, a wtedy często classic 4 jest niezastąpiony.
Co do kolorów to wszystko zależy od wody, np. na Sanie wybieram te w kolorach brązu, a na Wisłoku lub Wisłoce częściej zielone, bywają jednak dni, że ryby nie chcą nic poza pomarańczem. Dlatego staram się mieć jak najwięcej kolorów, a że rwie się je dość rzadko, to starczają mi one na wiele sezonów.
Polecam ten model wszystkim, którzy chcą łowić dużo, zwłaszcza w mniejszych lub płytkich rzekach.
Jaki wobler na pstrąga – oczywiście classic 4 firmy Dorado.